RatrakFR |
nowy na forum |
|
|
Dołączył: 07 Kwi 2015 |
Posty: 1 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Kraków |
|
|
|
|
|
|
Do tej pory przeglądałem to forum jedynie jako widz, dziś chciałem po raz pierwszy włączyć się do dyskusji, więc na początku witam wszystkich!
Zielonych panów miałem okazję spotkać kilkukrotnie na Babiej podczas moich nastu turowych sezonów. Nigdy nikt nie zabronił mi podchodzenia (mimo tego, że często były to już bardzo wiosenne miesiące) Zazwyczaj byłem tylko informowany, że "zjechać mogę wyznaczonymi nartostradami". Informacja, że planuję zjazd na słowacką stronę nigdy nie spotkała się z "prostestami" ze strony strażników. Natomiast co spotkanie to INNA WERSJA dotycząca pozostałych "praw i zakazów". Byłem już straszony sądem, dziesięciotysięcznymi karami a ostatnio zostałem nawet - sfotografowany! Zawsze patrzyłem na te przygody z przymróżeniem oka, ale czytając Wasze wypowiedzi mam wrażenie, że sytuacja staje się jakby bardziej napięta. Widzę też, że nie tylko ja odnoszę wrażenie, że co strażnik to inna wersja "narciarskiego regulaminu", stąd moje pytanie do bardziej uświadomionych w tej kwestii:
1. jakie są maksymalne zakresy "pokuty"? Czy jakieś straszenie sądem, policją i karami przekraczającymi moje roczne dochody ma uzasadnienie prawne, czy tylko niektórzy zbytnio wczuwali się w swoją rolę?
2. czy jest jakieś prawo zezwalające na fotografowanie turystów (gdzie jakaś ochrona danych osobowych, nietykalność osobista itp...)?
3. spotkał ktoś ostanio zielonych panów? wg. przepisów narty mogą służyć jedynie dla ozdoby. Nawet chodzić już też nie da rady?
Mam wrażenie, że w TPN jacyś tacy bardziej ludzcy ci strażnicy... nawet kilkukrotnie spotkani poza szlakiem potrafili zrozumieć, że można iść na nartach kochać góry tak samo mocno jak oni... |
|