|
No i już po. Początek zachwalanej trasy - OK. Potem, ponieważ ścieżka nie była ewidentna a ja mam chorobliwą skłonność do unikania nadmiernego obniżania się (w obawie że trzeba będzie potem "nadrabiać") skierowałem się nieco za wysoko. Nie dotarłem do pierwszej polany lecz stopniowo skręcając w prawo wlazłem na północną zamiast południową stronę opisywanego grzbieciku. Ściągało mnie ku wyciągom, więc mozolnie, zakosami wylazłem na grzbiecik. Ciekawie wygląda napotkana tam dawna trasa narciarska - przecinka o szerokości 2-5 metrów, o bardzo zmiennym nachyleniu (odcinki płaskie i całkiem strome ścianki, wszystko w rzadkim lesie). Warto spróbować przy lepszych śniegach. Powyżej trafiłem na nachyloną widokową polanę, a nad kolejnym spiętrzeniem - na bardziej płaską. Potem już tylko odcinek w lesie i doszedłem do czerwonego szlaku. Wraz z nim odbiłem w prawo i osiągnąłem Halę Miziową - sam szczyt sobie darowałem bo byłem tam dzień wcześniej. Poczekałem na kolegów (wyjechali wyciągami i poszli na szczyt) po czym powędrowaliśmy na Rysiankę i nazad.
Ten zalecany wariant, chociaż trochę go pokręciłem bardzo mi się spodobał. Trzeba będzie tam wrócić.
No a wieczorny zjazd po ciemku, z gwiazdami nad głową i czołówką na kasku, świeżo wyratrakowanymi trasami - rewelacyjny! Pomimo lądowania na końcu w błocie koło "Jontka". Wycieczka świetna! |
|
|
|