Konik |
domownik |
|
|
Dołączył: 30 Wrz 2006 |
Posty: 862 |
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 16 razy
|
Skąd: Kraków |
|
|
|
|
|
|
dm_ruczaj napisał: | Szlag mnie trafia jak czytam:
"...Uszedł z życiem, bo znał zasady zachowania się w lawinie - po porwaniu przez dużych rozmiarów masę śniegu wykonywał
ruchy pozwalające mu się utrzymać bliżej powierzchni. Gdy lawina zwolniła, starał się wysunąć rękę jak najbliżej powierzchni. [...], jak lawinisko się formowało i betonowało wokół mnie, udało mi się zachować ten otwór - dodaje Hajzer.
Potwierdzają to ratownicy TOPR - Całe szczęście spod śniegu wystawał czekan. Lawina była dosyć duża, miała ok. 200 m. Gdyby mężczyzna znalazł się głęboko w niej, mimo użycia w akcji ratunkowej psów i specjalistycznego sprzętu, mógłby być problem ze znalezieniem poszkodowanego - mówi dyżurny TOPR."
Jak już kiedyś słyszałem lawina nie wie, że delikwent jest "super himalaistą". A co gorsze jak widać pokutuje podejście, że piepsy, sondy i łopaty nie należą do niezbędnego sprzętu w przypadku himalaistów/wspinaczy".
Pal licho piepsy, ale dwójka czekając na śmigło mogła go wykopać w te 40 minut - gdyby oczywiście mieli chociaż jedną łopatę... |
Nie wiem, po co ten ton. Oglądałem relację, oraz wypowiedź Hajzera. Bardzo składnie i jasno (kilkadziesiat minut po odkopaniu) opisał sytuację: stwierdził, że poleciał "na" lawinie, dzięki czemu był na powierzchni. W momencie ustalania sie zsypu był na tyle blisko powierzchni, że wyciągnięta ręka zapewniła mu wentylację, a czekan dodatkowo posłużył za wskaźnik położenia. To , czy ktoś bierze sprzet lawinowy, czy nie jest jego osobistym wyborem (albo zespołu). W zaistniałej sytuacji H. zachował się bardzo przytomnie. A w Jego wypowiedzi nie było nic pysznego... Po prostu chłop się cieszył, że uszedł w zdrowiu z opresji. Tyle. |
|