AHA |
domownik |
|
|
Dołączył: 12 Sty 2008 |
Posty: 191 |
Przeczytał: 1 temat
Pomógł: 9 razy
|
Skąd: Alpy |
|
|
|
|
|
|
Po kilkudziesieciu latach turowania mialem w sobote moje pierwsze spotkanie z zywa lawina.
Wlasciwie planowalem na ten dzien cos innego. Ale ladny 20-30 cm, bezwietrzny opad sniegu i dobra pogoda szybko zmienily plany. Jazda w gory. Wedlug komunikatu lawinowego ponizej 2000 m 2, powyzej 3. Ja wybralem sobie mala gorke (1700 m), bo niedaleko do jazdy, ladne zjazdy i z reguly dobry snieg.
Wdeptalem na wierzcholek.Po drugiej stronie mozna 500 m w maly kociol zjechac. Dwoch to juz zrobilo i szli znowu do gory. Snieg dobry, no to jazda w kociol. Po drodze troche pogawedzilem z moimi poprzednikami. Dwoch okolicznych gorali, spokojnie 10 lat ode mnie starszych, ale w dobrej formie.
Zjechalem do konca, foki i jazda do gory. Ide w takim szerokim zlebie(50 m). Ci dwaj juz sa wysoko i za zakretem znikneli. Nagle slysze jakis lekki szum. Patrze do gory. Za zakretu wychodzi cos bialego. Kurcze blade! Okolo 200 m powyzej rznie prosto na mnie imponujaca lawina. Widok estetyczny i grozny, szczegolnie jak sie na dole stoi. Mimo sporej odleglosci moglem dobrze kurzawe powyzej i bialy jezor, ktory po stojacym sniegu zasuwal, widziec. Wygladalo to stosunkowo szybko. Nie bylo co dalej medytowac, trza sie ratowac. Rozgladnalem sie w ktora strone lepiej wyrywac. Na szczescie byla to ta blizsza. Zasprintowalem jak chyba jeszcze nigdy na nartach, ale wydawalo mi sie, ze sie w smole poruszam. Ale to wystarczylo, zeby tor lawiny opuscic. Biala masa przejechala kilka metrow za mna.
Teraz sie zastanawialem co z tymi dwoma. Mieli z tym cos wspolnego, musze ich szukac? W tym momencie jeden z nich przejezdza obok mnie siedzac na lawinie. Gdy lawina stanela pozbieral sie. Wszystko w porzadku, tylko narte zgubil. Cale 300 m wysokosci jechal na lawinie. Po pewnym czasie u gory pojawil sie jego kolega. Troche powrzeszczelismy, ze wszystko ok. Jego troche przemielilo przez snieg ale tez ok.
Lawina oberwala sie calkiem u gory. Oni zrobili troche wiekszy zakos i ta polowa stoku, w ktorej nie zjezdzalismy poszla. 50 m szerokosci, 20-40 cm wysokosci. Lawina stosowala sie calkiem do przepisow i oberwala sie dokladnie tam gdzie powinna wedlug znanych praw, jak juz.
Pytanie tylko dlaczego prawie tutaj? W ten sam dzien w pobliskiej okolicy setki ludzi przeszlo przez miejsca ktore teoretycznie byly bardziej zagrozone i nic sie nie stalo. I tutaj dochodzimy do glownej wypowiedzi. Nikt tego dokladnie nie wie. Chlopy juz tam dziesiatki razy zjechali, sa z okolicy i nic im to nie pomoglo. Nasze wspolne 130 lat turowania bylo bez znaczenia.Cala tzw. wiedza ekspertow i oceny lawinowe maja tylko podrzedne znaczenie. Najistotniejszy w tym wszystkim jest przypadek. Jak masz pecha to cie kropnie. Na szczescie to prawdopodobienstwo jest stosunkowo male, dlatego prawie zawsze wszystko idzie dobrze.
Na koniec moge powiedziec, ze nawet gdybym nie zdazyl uciec, to raczej by mi sie nic powaznego nie stalo. Lawina sie nie spietrzyla, rozlozyla sie ladnie na stoku. Snieg byl miekki, bez twardych plyt. Scielo by mnie z nog, moze bym narty zgubil, als wiecej raczej nie. Ale jak uciekalem to tego jeszcze nie wiedzialem. |
|