maria |
rozmowny |
|
|
Dołączył: 23 Maj 2007 |
Posty: 31 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Kraków |
|
|
|
|
|
|
W moim przypadku to było tak, że uraz nastąpił w końcu lutego, początkowo, po USG, lekarz stwierdził, że niepotrzebna operacja, ścięgna się zregenerują, a łękotka może też się wygoi. W końcu, po około 3 tygodniach, orzekł, że powinno już być dobrze, tylko ćwiczyć. I było nienajgorzej, ale nie mogłam w pełni wyprostować nogi, właśnie coś ją blokowało. Czyli minęło przeszło 2 miesiące, zgięło się pode mną kolano na schodach, upadłam i zaczęło być znowu marnie. Zdenerwowałam się, poszłam zrobić następne USG, trafiłam do lekarza znanego ponoć z tego, że ingerencje chirurgiczne zaleca w ostateczności, i ten zaraz orzekł: kolano do operacji. Wobec tego szybko się zdecydowałam, i po 3 dniach byłam na stole. Tamże okazało się, że wystarczy tzw. shaving poszarpanej chrząstki - co mogłam oglądać na żywo w kolorze (maszynka wyglądała jak zwykła do golenia). Widziałam wszystkie tkanki! Ponoć dopiero przy artroskopii widać szczegóły, których USG nie wykazuje dokładnie.
Na pewno warto zadbać o kolano i sprawdzić u kilku specjalistów. Możliwe, że operacja nie będzie konieczna, ale nawet gdyby była, to nie ma się czego obawiać, na pewno prostsza od rekonstrukcji - pewnie byłaby podobna do mojej. Ja już nie chciałam czekać, i zdecydowałam się na polecony mi szpital prywatny Ortopedicum na Woli Justowskiej, gdzie operował mnie dr Gądek. Wszystko przebiegło bardzo sprawnie, teraz tylko ubiegać się o zwrot kasy z ubezpieczenia... A o Modrzewiowej słyszałam superlatywy. Nie załamuj się! |
|