Luboch |
domownik |
|
|
Dołączył: 04 Gru 2010 |
Posty: 257 |
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy
|
Skąd: Rzeszów |
|
|
|
|
|
|
Edwin napisał: | Luboch napisał: |
Podtrzymam swoja tezę spirytusowa .. rzadsza krew, poniesione ciśnienie.. i test na własnej skórze |
Rozszerzone naczynia krwionośne, podniesione ciśnienie... dużo większa podatność na odmrożenia. Tym bardziej, że przez zwiększone ciśnienie nie czujemy tak zimna, a dużo szybciej się wychładzamy. Do całości teorii dochodzi jeszcze odwodnienie.
Cały ten Twój pomysł ze spirytusem to moim zdaniem fatalny sposób (nie jestem lekarzem, ani nawet nikim w pobliżu). Generalnie dla mnie alkohol tak... w dolinach, ew. w schronie. W górach nie. |
Do wszystkiego trzeba mieć umiar zarówno do dawkowania spirytusu jak i korzystania z niego nie piszę tu o recepcie na szybkie przemieszczanie się po eksponowanym terenie a bardziej o ciekawostce . Dawka (trudna ja określić Roald Amundsen dawkował łyżkę dziennie) początkowo wyraźnie rozgrzewa (w przypadku testu było to dystans dokładnie 5 km), ale potem powoduje rozszerzenie naczyń krwionośnych skóry i tym samym szybszą utratę ciepła (na całe szczęście przemieszczałem się ubrany ), a co za tym idzie zwiększa oczywiście zagrożenie hipotermią (i tu też podkreślę że się przemieszczałem). Jest również teza że zmniejsza ryzyko odmrożeń poprawiając skórny przepływ krwi. Fakt odwodnienia można się nabawić ale raczej po przejściu 40 km w kopnym śniegu i -28 stopniowym mrozie a po za granica lasu zamieci. Jednakże jeśli bym był jeszcze raz w takie sytuacji na pewno taka dawka została by spożyta aby ostatkiem sił dojść w miejsce biwaku . Oddaje też racje ze istnieje jak by punkt odcięcia paliwa (zapewne spadek ciśnienia) gdzie nie miałem już sil na rozpalenie ognie ognia ale ogrzanie się płyny i kalorie pomogły wrócić do sil |
|