ot |
rozmowny |
|
|
Dołączył: 20 Lis 2013 |
Posty: 37 |
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz
|
|
|
|
|
|
|
|
A to znasz:
[link widoczny dla zalogowanych]
"Biegacz powinien poza bieganiem uprawiać również inne sporty, aby wszystkie mięśnie swojego organizmu równomiernie doprowadzać do ruiny.
Zimą na ten przykład można dla niepoznaki uprawiać sporty zimowe. W tym ostatni krzyk mody krakowskiej elity truchtaczy – skituring czyli jazda na nartach zjazdowych stylem jak gdyby to były biegówki, przydająca się tam, gdzie nie ma przetartych szlaków górskich i można zjeżdżać w niczym niezmąconym puchu. Czyli jeżeli chodzi o nasz kraj, to najbliżej w Ukraińskich Karpatach. Nie przeszkadza to jednak tysiącom domorosłych sportowców kupować sprzęt o wartości nowej zabudowy kuchennej, udawać, że jest to niezbędne na autostradzie do Morskiego Oka i przekonywać innych, że jest super i nigdy lepiej nie było!
Ja się w każdym razie nabrałem Emotikon frown
Na początku był Znak. Znaków nie należy lekceważyć, więc co było robić? Znak objawił się wcześnie rano, zaraz po kontrolnym sprawdzeniu Facebooka w telefonie, tuż przed otwarciem drugiego oka. A tam mój facebookowy przyjaciel, człowiek, którego widziałem w życiu ze dwa razy ogłaszał wszem i wobec, że sprzedaje na allegro swoje narty skiturowe. W komplecie ze wszystkim za niezwykle okazyjną cenę. No to nie wiem jak Wy, ale ja takich Znaków nie lekceważę! Trzy godziny później okazało się, że „wszystko” nie obejmuje butów i kijków, cena jakby też straciła na atrakcyjności, ale wizja popołudniowego szusowania przyćmiła wszystko.
Zaopatrzony w prześwietny sprzęt pędem udałem się do znanego krakowskiego sklepu, który już w nazwie ogłasza, że co jak co ale na surowej zimie to się znać musi. Z tym, że mieści się w miejscu do którego nie można dojechać ot, tak sobie samochodem, a na najbliższym parking można parkować do 20 minut. Ileż oni szukali takiego miejsca na sklep, żeby klient kupował w ukropie i nie zadawał zbędnych pytań – naprawdę nie wiem.
Sprzedawca wydawał się wiedzieć co sprzedaje. Z miną absolutnego znawcy tematu wygłosił tezę, że buty skiturowe zazwyczaj ludzie zazwyczaj kupują sobie za duże. I że musi przylegać. Pamiętając, że mam tylko 20 minut (w zasadzie 15, bo 5 zajęło mi dojście) przymierzyłem pierwszy but. Bardzo wygodny. Pan pocmokał i stwierdził, że jak wygodny to niedobrze. I że może teraz jest dobrze, ale potem będzie niedobrze. Przymierzyłem drugi. Ten dla odmiany nie był wcale wygodny, ale gdy tylko ja się krzywiłem to sprzedawca kraśniał z zadowolenia. „Dopasowany?” - dopytywał. I co tu odpowiedzieć na tak zadane pytanie, gdy noga tkwi jak w gipsowym odlewie? „Tak, dopasowany…”
Gdy dobiegałem do samochodu Strażnik Miejski grodu Kraka patrzył na zegarek i uśmiechał się pod obowiązkowym wąsem na samą myśl o zbliżającej się chwili założenie blokady. Trzeba było widzieć jego zawiedzoną minę gdy triumfalnie wpakowałem buty do samochodu.
Na pierwszą wycieczkę wybrałem Turbacz. Bo to dzika góra znana z tego że jest dzika. Ha! Wreszcie będę wyprzedzał tych piechurów wbijających się po kolana w śnieg! Nie będę się zapadał a na koniec zjadę w kwadrans! To będzie początek nowej pasji!
Samochód zaparkowany, odśnieżona droga zaprasza. To znaczy odśnieżona na początku, później na pewno będzie gorzej i będzie na bank zawiane!
Narty na ziemię, nogi w buty, buty w narty i jadę!!!
Dwa metry dalej poczułem że złamałem nogę w śródstopiu. Lewą. Kolejny metr dalej prawą. Co za ból!?! Co się dzieje?!? To miała być miła wycieczka, a stopy po prostu nap…ają jakby stały na drążku.
Odpiąłem wszystkie klamry, wyjąłem język, poczekałem aż mnie wyprzedzą trzy grupy rodzin z dziećmi wesoło idące w półbutach. „Przestaną się tak cieszyć jak ugrzęzną w śniegu trochę wyżej” – pomyślałem mściwie. Dało się iść sycząc tylko cicho z bólu. Droga była jak na złość ubita, narty ciążyły, pot lał się z czoła zalewając okulary. Gdzie te przyjemności??? Co chwila ktoś mnie wyprzedzał. Spocony jak ruda mysz brnąłem pod górę idealnie odśnieżoną drogą, w której jeżeli chodzi o zapadanie się, to co najwyżej mogło dotyczyć to wstydu z braku kondycji.
Przeklinając Znak, narty i tą cholerną zimę doczołgałem się do drogowskazu dobitnie udawadniającego, że pokonałem trasę w czasie trzy razy gorszym od letniego będąc pięć razy bardziej zmęczonym i mając zdecydowaną opinię na temat skiturów.
Obok drogowskazu stała ONA. Gotów byłbym przysiąc, że to królewna Arwena we własnej osobie. Stojąca na, jakże by inaczej, skiturach, oparta na kijkach wyglądała na kogoś, która podobnie jak ja właśnie zrozumiał, że bierze udział w globalnej gigantycznej mistyfikacji mającej wcisnąć ludziom niepotrzebne im narty i nazwać to do tego fascynującym sportem. Spierzchnięte usta łapały oddech, czerwień policzków kontrastował z otaczającą bielą. Spod kolorowej czapki wychodziły kosmyki czerwono-rudo-brązowych włosów przykrywały urocze, półelfickie uszy. Wielkie oczy patrzyły głęboko w moją duszę. Delikatnie marszyła przy tym nos, co dodawało jej tylko uroku.
„Czego się gapisz?!” – wypowiedziane z wyraźną irytacją sprowadziło mnie na ziemię – „mam strasznie otarte nogi, a ty sam lepiej nie wyglądasz…” kontynuowała.
„Dzięki za komplement” – resztką przytomności próbowałem grać Aragorna – „dokąd zmierzasz?”. To nic, że droga prowadziła tylko na Turbacz. Warto było patrzeć na to politowanie w jej oczach. Ach, nikt tak pięknie nie patrzy się z politowaniem…
Resztę drogi przebyliśmy razem. Ból jakby ustąpił, nawet nie szedłem już taki pochylony i rzadziej łapałem oddech. Świat wydawał się zupełnie znośny. Na Turbacz wtoczyliśmy się akurat w momencie gdy jakaś banda w zielonych strojach rozpoczynała szkolenie z goprowcem. Szkolenie skiturowe jak się za chwilę okazało. Gdy byliśmy już całkiem blisko słyszeliśmy jak akurat mówił do kursantów – „gdy but jest za duży – ociera stopę, gdy za mały –boli w podbiciu”…
Ciąg dalszy być może nastąpi"
|
|